Usłysz wszystkie odcienie dźwięków

Moja historia A A A

Moje trzecie ucho 15 lis, 2015

Czasem zastanawiam się, jak to by było gdybym normalnie słyszała, tak jak wszyscy moi znajomi, rodzina... Jak do tej pory nie miałam nigdy kontaktu z kimś takim jak ja - niedosłyszącym. W moim życiu miałam różne chwile - wiele radosnych, pełnych emocji, ale były też i chwile buntu wynikające często właśnie z tego, że niedosłyszę... A dlaczego niedosłyszę, hmm... tego chyba się nie dowiem nigdy, chyba że medycyna "pójdzie" w tym kierunku bardziej naprzód.

Urodziłam się ponoć bez żadnych większych problemów, tak mi mamusia mówiła. Dorastałam nie chorując i nie miałam podawanych antybiotyków, więc odpada teza uszkodzenia mego słuchu przez antybiotyki. Rodzice zauważyli, kiedy miałam ok. 10 lat, że zbyt głośno nastawiam TV lub radio - i mieli rację. Okazało się, że niedosłyszę na dwoje uszu i mój audiogram pokazywał ok. 70 decybeli. Byłam super uczennicą do 4 klasy, ale odkąd pojawiły się problemy ze słuchem, niestety już nie było czerwonego paska...

Lekarze nie wiedzieli skąd mam tę wadę, ale zaproponowali mi zastrzyki sprowadzane z Niemiec, które miały pomóc. A jeśli nie - to przynajmniej nie miałoby być gorzej. Wynikiem ich stosowania nie było polepszenie słuchu, więc pozostało mi kupić aparat. Mój pierwszy aparat został zakupiony w klasie 6 (zauszny), ale do szkoły w nim nie chodziłam - nie działał jak należy, na przerwach głowa mi pękała, a na lekcjach dalej nie słyszałam. Nikt w klasie nie wiedział o mojej wadzie słuchu, często nie słyszałam nauczycieli i klasa się śmiała, bo słyszałam coś innego (lub sobie w myślach układałam to, co mógł powiedzieć nauczyciel). Odstawiłam noszenie aparatu w czasie podstawówki. W liceum mogłam normalnie funkcjonować bez niego, ale z potrójnym wkładem w naukę z mojej strony. Musiałam przepisywać wszystkie zeszyty, gdyż nie robiłam notatek na lekcjach. Mimo trudu, korzystając z wiedzy nauczycieli, maturę zdałam całkiem dobrze.

Zaczął się okres wyboru szkoły. Wybrałam szkołę w Poznaniu - kosmetologię - ale bardzo bałam się pójść na studia. Korzystając z okazji wyjechałam z tatą do USA - na zarobek. Tata wrócił, a ja mimo swej wady i dużych problemów w znalezieniu pracy wynikających z mojego niedosłuchu - zostałam.

O pracę był mi ciężko. Z natury ponoć wyglądam młodo i kiedy szukałam pracy jako sprzątaczka (po liceum na niewiele prac można liczyć), często mi odmawiali. Chyba było im mnie szkoda, a czasem nie wierzyli we mnie, że potrafię ciężko pracować. Miałam jakieś dorywcze prace, ale zanim dostałam stałą minęło 1,5 roku. Wciąż myślałam o kupnie nowoczesnego aparatu, ale nie było mnie stać. Bałam się też, że nie będzie działał jak należy i będę wstydzić się go nosić. W końcu udało mi się znaleźć ciekawą pracę - zostałam zatrudniona w sklepie do sprzedaży biżuterii. Przepracowałam tam 2 lata, a mój słuch był ciągle dla mnie przeszkodą. Na szczęście nie musiałam dużo rozmawiać z klientami, podawałam im tylko wybrane przedmioty. Mój Boss nigdy się nie zorientował (chyba), że niedosłyszę, gdyż ogólnie jestem wesołą osobą i wszystko staram się obrócić w żart, więc kiedy niedosłyszałam pytania i odpowiadałam inaczej to razem śmialiśmy się z tego. Tylko potem, w domku, płakałam w poduszkę: dlaczego to JA mam tę wadę słuchu?!!!

W maju 2005 roku wróciłam do Polski, gdyż bardzo tęskniłam za rodziną. I... postanowiłam (a może dorosłam) kupić aparacik (na razie jeden, bo ceny aparatów wciąż są zbyt wielkie). I złożyłam dokumenty na studia. Zaoczne - fizjoterapia.

Pierwsze chwile z nowym aparatem były dziwne! Nagle zaczęłam słyszeć dźwięki inaczej, zaczęłam słyszeć dźwięki, których wcześniej nie słyszałam. Zaczęłam słyszeć burczenie mojego kotka, mikrofalówka czy lodówka ma zupełnie inne brzmienie w aparacie i bez niego, ludzki głos, schodzenie po schodach, a nawet moje zimowe spacery i chodzenie po mroźnym śniegu zdziwiły mnie, jak bardzo różnią się od tego, co słyszałam wcześniej. A najbardziej zdziwił mnie mój glos - był taki czysty, jakby nie mój. Codziennie, coraz dłużej nosiłam aparat, aż w końcu tak się przyzwyczaiłam, że nie myślę, co myślą inni widząc, że mam coś w uchu. Zaczęłam być ważna sama dla siebie, w końcu nie wstydzę się w sklepie, że czegoś nie słyszę lub w obojętnie w jakiej sytuacji - kiedyś było mi głupio, kiedy czegoś nie słyszałam i odpowiadałam inaczej, niż wymagało tego zadane pytanie.

Przyzwyczaiłam się już do mego kochanego aparaciku (noszę go na prawym uchu). Choć ciągle przeszkadzają mi TIR-y na ulicy, odkurzanie lub inne głośne dźwięki. Lekarze mówią, że to nagła zmiana dla mego ucha, ale już sama nie wiem - głośny dźwięk powoduje nawet ból w uchu i w głowie, a wtedy muszę koniecznie wyłączyć aparat (niby jest nowoczesny i powinien się sam wyciszać, ale to chyba u mnie nie działa).

Nie będę już narzekać na ten mój słuch, bo widzę w niedosłuchu kilka pozytywnych rzeczy - mogę spać, a moja rodzina nie potrafi zasnąć, kiedy u sąsiadów gra muzyka.

Cieszę się, że w końcu zdecydowałam się nosić aparat i w końcu iść na studia, mimo że mam już 25 lat. Właśnie dzięki aparacikowi czuję się teraz pewniejsza siebie. I nie obchodzi mnie już, że ludzie patrząc na mnie widza, że mam coś w uchu. Teraz, mimo że niedosłyszę, mogę w końcu znaleźć upragnioną pracę. Poznałam w dobrym stopniu język angielski, mogę zacząć studia (medyczne) nie bojąc się, że grupa będzie się ze mnie śmiała (będę musiała tylko wyłączać aparat w przerwie, bo chyba by mi głowa pękła - ale jakoś to przeboleję).

Teraz już bez mego aparatu nigdzie się nie ruszam, bo wiem, że są sytuacje, które wręcz wymagają użycia mego trzeciego ucha...

Monika Malinowska
Suwałki