We Francji wszedł w życie dekret, zgodnie z którym organizatorzy wszelkich imprez z użyciem sprzętu nagłaśniającego będą musieli obniżyć poziom dźwięku, a także zapewnić środki zapobiegające uszkodzeniom narządu słuchu.
Problemy ze słuchem ma we Francji 6-8 mln osób. Obowiązujące dotąd przepisy określały maksymalny dopuszczalny poziom dźwięku w dyskotekach i salach koncertowych na 105 decybeli (dB). W przypadku imprez na otwartej przestrzeni nie przewidywano żadnych prawnych ograniczeń.
Wartość górnego pułapu decybeli, również imprez na świeżym powietrzu, została obniżona do 102 decybeli uzyskanych jako średnia z 15-minutowego pomiaru. Organizatorom imprez z udziałem dzieci w wieku poniżej sześciu lat - nie będzie wolno przekroczyć 94 dB.
Zrezygnowano z zapisu, po długich dyskusjach, bezwzględnie zakazującego - zarówno w odniesieniu do dorosłych, jak i dzieci - jakiegokolwiek przekroczenia tak określonych wartości maksymalnych choćby na krótką chwilę.
Eksperci oceniają, że bardzo trudne może być osiągnięcie właściwej średniej w sytuacji, gdy niektóre rodzaje instrumentów - zwłaszcza dęte i perkusyjne - z samej swej natury i bez dodatkowego nagłaśniania wytwarzają dźwięki niebezpiecznie zbliżające się do wyznaczonej granicy. Na koncercie rockowym sam tylko perkusista może osiągnąć poziom 101 decybeli, a dość trudno go przekonywać, by starał się uderzać delikatniej. Instrumenty perkusyjne i dęte mogą łatwo przekraczać 105 dB, a gitary czy organy elektryczne - 80. Tymczasem 80 dB to poziom osiągany w rozmowie w kilka osób. Gdyby więc muzycy starali się nie przekraczać tej granicy, mogliby być zagłuszeni przez zwykły szum na sali. Stosowanie dekretu w praktyce może zatem nastręczać trudności i prowadzić do paradoksów, jednak nieuniknione jest wprowadzenie tego typu ograniczeń, ponieważ Francuzi, nawet młodzi, słyszą coraz gorzej. Dekret jest aktem wykonawczym do ustawy o ochronie zdrowia ze stycznia 2016 r., która stanowi, że wszelka działalność zakładająca emisję dźwięków o wysokim natężeniu musi być realizowana "w sposób zapewniający ochronę słuchu publiczności i zdrowie okolicznych mieszkańców". W przedziale wiekowym poniżej 35 lat aż 63 proc. badanych Francuzów deklaruje, że zdarzało im się już mieć wrażenie, że gorzej słyszą.
Problemy te powoduje w dużej mierze zbyt głośne słuchanie muzyki przez słuchawki, ale nie jest łatwo uregulować dekretem ustawianie głośności w indywidualnych odtwarzaczach. Ustawodawca stara się więc wpłynąć na to, co leży w jego możliwościach. Dekret zobowiązuje organizatorów hałaśliwych imprez m.in. do darmowego rozprowadzania wśród ich uczestników zatyczek do uszu i informacji o zagrożeniach dla słuchu oraz do tworzenia izolowanych "stref odpoczynku słuchowego", a jeśli to niemożliwe - do zapewniania podczas imprezy "okresów odpoczynku słuchowego", podczas których poziom dźwięku nie może przekraczać 80 dB.
Organizatorzy imprez będą też teraz zobowiązani do stałego prezentowania aktualnego natężenia dźwięku i do rejestrowania tych zapisów, by móc je przedstawić do kontroli. W razie wykroczeń grożą im sankcje w postaci grzywny w wysokości 1500 euro (3 tys. w przypadku recydywy) i konfiskaty sprzętu nagłaśniającego.
Władze zdają sobie sprawę z trudności w egzekwowaniu nowych przepisów, ale zależy im przede wszystkim na wysłaniu mocnego sygnału ostrzegawczego i przełamaniu pewnych tabu. Chcą, żeby świadomość narastającego problemu z ochroną słuchu dotarła i do szerokiej publiczności, i do muzyków. Istnieją obawy, że ci ostatni ukrywają problemy ze słuchem po prostu ze strachu przed utratą pracy.
We Francji w końcu zaczęto mówić o tym, iż żyjemy w warunkach, w których ochrona słuchu staje się prawdziwym problemem zdrowia publicznego.
Źródło: www.wyborcza.pl